Faza z wyprawy do Gruzji - cz. 2 + video

     
    TBILISI  
     
    Na drodze do stolicy tego pięknego kraju trafiliśmy do jeszcze jednego ciekawego miejsca – miasto Gori, miejscowość w której urodził się Józef Wissarionowicz Stalin, właściwie Josif Wissarionowicz Dżugaszwili, bo był Gruzinem. Miasteczko położone pośród wzgórz nie powala urodą. Betonowe blokowiska mają rudawy kolor, to od rdzy z metalowych elementów żelbetonowych płyt. Jest też zamek i muzeum byłego wodza ZSRR.
     
    Kilka minut po zatrzymaniu się na foty i szluga zawołało nas kilku siedzących przy drodze mieszkańców do wspólnej gry w jakąś odmianę szachów czy warcabów… nie pamiętam. Tomek to znał i raz sobie nawet przegrał.

    Gruzja 2011 157

    Widok na Gori

     

    Droga z Gori do Tbilisi (niecałe 100 km) to już prawdziwy Autobahn. Po drodze mijamy jakiś spalony autobus i powoli wjeżdżamy w przedmieścia największej gruzińskiej aglomeracji. Plan jest prosty, pierwsza stacja paliw zjazd, zakup planu miasta, znalezienie trójkącika oznaczającego camping, odstawienie maszyn i na miasto.

    Stacja paliw się znalazła i to nie jedna, ale mapy miasta nigdzie nie było. Zaczęliśmy więc pytać ludzi, jak można tu znaleźć jakieś miejsce na coś w rodzaju campingu. Z pomocą zawsze podchodziło średnio 12 osób, ale nic z tego nie wynikało. W końcu zainteresowała się nami Policja...

    Gruzja 2011 165

    Gruzińska Police na placu w Tbilisi, pomagająca się nam urządzić na nocleg.

    Wśród napotykanych ludzi na całej trasie intrygowało mnie pewne pytanie...- „a kak nasza Policyja?? Charosza?" Po wizycie w stolicy zrozumiałem, że to element dumy kraju. Podobno prezydent Saakaszwili zreformował całą służbę w kraju, wszystkich zwolnił i przyjął tylko nieskorumpowanych. Dostali lepsze wynagrodzenia i porządne wyposażenie, a szkolenia prowadziła policja amerykańska. Od tamtej pory są bardzo przyjaźni i pomocni dla zwykłych ludzi. Tacy byli też dla nas. Ale spośród wspomnianego tłumu 12 osób – średnia liczba zainteresowanych przechodniów, skupiających się wokół dwóch motocykli z zagranicy – jeden okazał się wyjątkowo zaangażowany w sprawę.

    Facet nazywał się Georgij, przybył starą Astrą wraz ze swoją żoną i mówił mieszanką niemieckiego i rosyjskiego. Przejął nas od policjantów i obiecał eskortować swoim Oplem do dzielnicy, w której mieszka i w której jest tani hotel na nocleg. No dobra...no to jedziem! ...Jakaś masakra, gość ciął przez całe miasto jak wariat. W życiu nie przejechałem tyle razy na czerwonym, starając się za nim zdążyć. No ale w końcu dojechaliśmy..., do jakiś garaży w ogromnym blokowisku, rodem jak w Warszawie na Bródnie.

    Wyszło kilku panów i pokazali garaż z zasuwaną bramą gdzie możemy zostawić nasze maszyny na noc. Hotel był naprzeciwko. Z lekką nieufnością do tylu nowych znajomych z Tbilisi, zgadzamy się na bieg wydarzeń. Hotel okazał się być tani i niezły. Georgij zaproponował, żebyśmy odpoczęli, wzięli prysznic, a wieczorem wpadnie po nas zabrać nas na zwiedzanie uroków miasta.

    Jak obiecał tak było. Do 3-w nocy woził nas razem ze swoją żoną i córką po całym mieście. Byliśmy też w knajpie na kolacji zakrapianej dzbanem wina i wspaniałymi Chinkari. Tbilisi jest pięknym miastem z niesamowitym klimatem. Rano nasze motocykle stały bezpiecznie w garażu. Po długim dniu i nocy pełnych wrażeń i nowych znajomości odpoczęliśmy w hotelu. Następnego dnia rano byliśmy już z powrotem na motocyklach w drodze na Góry Kaukaz.

    GÓRY KAUKAZ

    Pomysł na dzień, po opuszczeniu Tbilisi to Góra Kazbek. jeden z najwyższych szczytów Kaukazu na granicy Gruzji z Rosją o wysokości 5033,8 m n.p.m., położony we wschodniej części centralnego Kaukazu. Oczywiście chodzi o dojechanie motocyklem do jej podnóży i trasę przez całe pogórze, gdzie szutrowe drogi biegną na wysokości jak najwyższe szczyty polskich Tatr. Szlak ten nie jest pusty. Po pierwsze sporo krów na drodze, co rusz to kolejny zabytkowy monastyr, bus pełen turystów z Polski i w końcu dwa motocykle na wrocławskich blachach, zaparkowane nad jeziorem zalewowym, gdzie też postanowiliśmy się zatrzymać.

    Gruzja 2011 174

    ...w ogóle się stamtąd nie ruszały (częsty obrazek na gruzińskich drogach!).

    Gruzja 2011 175

    Postój na zjeździe. W tle kolejny wiekowy monument.

    Gruzja 2011 177

    Ananuri - twierdza leżąca nad rzeką Aragwi, około 66 kilometrów na północ od Tbilisi w Gruzji. Pochodzi z przełomu XVI i XVII wieku.

    Gruzja 2011 190

    W Ananuri – motocyklista z początku XXI wieku w środku twierdzy z przełomu XVI i XVII wieku leżącej nad rzeką Aragwi.

    Krótka gadka co i jak, skąd chłopaki są, gdzie jadą itp. itd. I jazda dalej. Teren zaczyna się spiętrzać i fałdować. Kraina w którą wjeżdżamy to Narodowy Park Kazbegi, przez który biegnie Gruzińska Droga Wojenna - główny szlak przechodzący w poprzek Wielkiego Kaukazu. Biegnie z Tbilisi do Władykaukazu(w Osetii Północnej) łącząc regiony Południowego i Północnego Kaukazu.

    Gruzińska Droga Wojenna ma długość 208 km a w najwyższym punkcie, tj. na Przełęczy Krzyżowej wznosi się na wysokość 2379 m n.p.m. Najniższy punkt tego rejonu to 1400 m.n.p.m. Szata roślinna surowa, na szczytach śnieg, powietrze rześkie i rzadkie – BIGos jakoś słabo jedzie. Widoki i wrażenia z miejsca gdzie się jest… spełnienie motocyklowego marzenia.

     

    Gruzja 2011 200

    Tdzik

     Gruzja 2011 201

    Tomek

    Gruzja 2011 223

    Gruzja 2011 207

    Gruzja 2011 235

    Trasą przez te przełęcze na wysokości ponad 2300 m.n.p.m. odczuwałem spadek mocy motocykla.

    Gruzja 2011 241

    Gruzińską Drogą Wojenną w Góry Kaukaz.

    Gruzja 2011 242

    Gruzja 2011 249

    Typowe miejscowości po drodze... 

     

    PUNKT ZWROTNY NR 1 - KAZBEGI

    Na końcu Gruzińskiej Drogi Wojennej, tuż przed granicą z Rosją i z widokiem na Górę Kazbeg - jeden z najwyższych szczytów Kaukazu o wysokości 5033,8 m n.p.m docieramy do najbardziej odległego zakątka naszej wyprawy. Na miejscu spotykamy znowu chłopaków z Wrocławia na KTM SM 900 i BMW GS 800 R. W tak pięknych okolicznościach przyrody...niepowtarzalnej i z okzaji urodzin jednego z nich, postanawiamy zsynchronizować plany na resztę dnia i nocleg. Atrakcja 1 - wjazd Ładą Nivą (Taxi) na szczyt pod XVI-wieczny Klasztor Cminda Sameba (gruz.: წმინდა სამება - Święta Trójca). Kościół jest położony na wzgórzu, na wysokości 2170 m n.p.m., na lewym brzegu rzeki Terek, nad klasztorem góruje szczyt Kazbek.

     

    Gruzja 2011 290

    Za parę dolców taką taxi można wjechać na szczyt pod najpiękniej położony klasztor Gruzji.

    Gruzja 2011 260

    Monastyr Cminda Sameba (gruz.: წმინდა სამება - Święta Trójca) XVI wiek.

    Gruzja 2011 273

    Gruzja 2011 274

    Gruzja 2011 291

    Góra i klasztor niesamowite. Nocleg w chałupie u chłopa też. Sporą atrakcją okazał się również kiosk we wsi pod górami, który w środku nocy był otwarty i po wystaniu w krótkiej kolejce można było spokojnie kupić litr pysznej wódki :-). Urodziny kolegi z Wrocławia się udały...Kolejny dzień był piękny i słoneczny. Rześkie górskie powietrze  i gruźińskie śniadanie u chłopa bajka. Gdyby tylko łeb tak nie nap... 

    PUNKT ZWROTNY NR 2 - MESTIA

    Po opuszczeniu Narodowego Parku Kazbegi drogi motocyklistów z Wrocławia i nasze się rozeszły. Oni pojechali dalej do Kachetii na wino a my obraliśmy kurs na Swanetię - wysokogórski rejon Gruzji, który ze względu na liczne zabytkowe cerkwie i baszty obronne oraz wyjątkową kulturę został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Żeby dotrzeć do tej krainy trzeba jednak objechać łukiem terytorium Osetii Płd., która od września 2008 jest uznawana za niepodległe państwo przez Rosję, Nikaraguę, Naddniestrze (nieuznawane przez nikogo), Autonomię Palestyńską i Abchazję (drugą autonomiczną część Gruzji). Na kanadyjskich mapach, które w Warszawie zakupił jeszcze Tomek jawiła nam się cienka droga to stolicy tej krainy Mesti - ponad 100 km jazdy przez wysokie góry nad przepaściami, po drodze, którą czestą przecinały potoki. Nie było na niej asfaltu tylko błoto i szuter, a czasami zwał ziemi ze zbocza (kawałek góry), który usuwany przez buldożery po paru godzinach umożliwiał dalszą jazdę. Przejazd tych 100 km w jedną stronę zajął nam około 4 godzin. Widoki, klimat i jazda...prawdziwa faza.  

     500px-Caucasus breakaway_regions_2008.svg

     Rejon Osetii Płd. jest na czerwono. Na prawo natomiast Kazbegi a na lewo Swanetia.

     Gruzja 2011 311

    Droga do Swanetii, wysokogórskiego rejonu Gruzji.

    Gruzja 2011 318

    Baszta obronna w Swanetii. Dawniej skłóceni z sąsiadami przesiadywali tam i pół roku.

    Gruzja 2011 322

    Z lewej przepaść, po prawej zbocze które się osunęło na drogę, a prosto...trzeba poczekać zanim dalej będzie można jechać.

     Gruzja 2011 328

     

    W Mestii spędziliśmy nocleg w jakimś gospodarstwie dla turystów. Wieczorem poznaliśmy parę z Kanady - ona pochodzenia polskiego, a on czeskiego. Włóczyli się od roku po świecie dostępnymi środkami komunikacji publicznej. Podobno najtrudniej było w Afganistanie. Wieczór upłynął więc w miłej atmosferze na opowieściach. Przyszła burza, często gasło światło, gruźińskiego wina było pod dostatkiem. 

    BATUMI PO RAZ DRUGI 

    Po zjechaniu ze Swanetii kierowaliśmy się z powrotem do Batumi. Po drodze złapałem gumę i sporo czasu upłynęło na naprawę. Pomocy nie musieliśmy długo szukać. Choć mieliśmy wszystkie potrzebne narzędzia, kompresorek 12V i zapasowe dętki, felga od Kraza na podstawkę pod moto i sklejenie pękniętej dętki to już czysta życzliwość Gruzinów. Po naprawie Słońce chyliło się już ku zachodowi. Dojechaliśmy na opustoszałą plażę między Poti i Batumi i tam rozbiliśmy namioty. Piasek jest tam bardzi ciemny, prawie czarny, a rankiem namioty pokryte były bardzo słoną morską rosą. 

    No i zatoczyliśmy koło, znów jesteśmy w Batumi, tym razem w oczekiwaniu na prom na Ukrainę do Iljiczewska. Rejs trwa 3 dni, płyniemy przez całe Morze Czarne, a po wylądowaniu 2 dni przejazd przez Ukrainę, Mołdawię, znów kawałek Ukrainy i granica w Przemyślu. Sam rejs to super odpoczynek. Dawali dziennie trzy niezłe posiłki. Stolik był zawsze ten sam, z tymi samymi ludźmi. Przy naszym siedziało dwóch Gruzinów, którzy jechali na Ukrainę spełniać marzenia o lepszej pracy, Amerykanin, który uczył w Poti angielskiego, a na Ukrainę płynął podrywać dziewczyny, para młodych Francuzów i Szwajcar na rowerach po prawie roku w drodze powrotnej do domu i my po ponad dwóch tygodniach jazdy i nawiniętych na koła ponad 5000 km.  

     Gruzja 2011 336

    Wyjście z portu w Batumi, 3 dniowy rejs przez Morze Czarne do Iljiczewska pod Odessą na Ukrainie. 

    Gruzja 2011 338

    Nasza kajuta na pokładzie promu M/F Greifswald linii UKR Ferry.  

    WRESZCIE EUROPA

    Po przybiciu do portu w Iljiczewsku Tomek głeboko wciągnął powietrze i powiedział "wreszcie JEWROPA. Po śniadaniu zjechaliśmy z promu do odprawy celno-paszportowej. Wszystkie formalności zajęły 5 godzin i mnóstwo problemów. Bez łapówek się nie obyło - daily business dla służb w porcie. Czyli JEWROPA tak, ale jeszcze nie EUROPA ;-). Myśleliśmy, że tego dnia to koniec niespodzianek. Jadąc jednak w kierunku granicy z Mołdawią coś jednak się nie zgadzało. Fakt, granica jest, ale flaga nie ta, Mołdawi nie ma. Podchodzi do nas jakaś działaćzka z UE i mówi nam, że jesteśmy na granicy Ukrainy z samozwańczą autonomią Republiki Naddniestrza. Ostrzega przed tym, że żadne siły dyplomatyczne tam nie działają, a policja daje mandaty za świeże powietrze. Wyjścia mamy dwa - albo objechać albo wjechać. Po około 2 godzinach i zapłaceniu łapówek na granicy, spokojnie płacimy już mandat w stolicy tej "republiki" w Tirispolu. Złapali nas policjanci zaporożcem ZAZ Tavria za przekroczenie prędkości. Ograniczenie było 40, my jechaliśmy 40. Policja nie miała żadnego sprzętu do pomiaru prędkości, ale głebokie przekonanie, że parę dolarów dla nas to nic wielkiego. 

      Transnistria-map   

    Żółty pas to Naddniestrze, kraj który "odkryliśmy" przypadkiem.
     
     
    Naddniestrze to region autonomiczny Republiki Mołdawii. Od 2 września 1990 niepodległy, na arenie międzynarodowej uznawany jedynie przez Abchazję i Osetię Południową. Obejmuje znajdujące się na lewym brzegu Dniestru tereny republiki oraz prawobrzeżne miasto Bendery (Tighina). Jest to pas ziemi o długości około 200 km i średniej szerokości około 12-15 km. Przejechanie tego kraju zajęło nam około 2 godz. jazdy i ze 4 formalności graniczno - policyjnych. 
     

    FAZA PO WYPRAWIE 

    Cała wyprawa dobiegła do końca po przekroczeniu granicy w Przemyślu. Stamtąd krótko jeszcze razem, a potem Tomek pojechał w strone Warszawy a ja na Dolny Śląsk. Spędziliśmy 3 tygodnie w siodle, przejechaliśmy kawał drogi i poznaliśmy wielu ludzi z całego świata (nie wspomne o znalezieniu kraju, o którym istnieniu nie wiedziałem i którego nie ma na mapie - przynajmniej na naszych). Dla mnie pewne wspomnienia z tej podróży zostaną na zawsze. Przede wszystkim inna perspektywa spojrzenia na świat. Cały zachód jest tam gdzieś daleko, tak. A w Gruzji ludzie pochodzą z wielu krajów, reprezentują wiele kultur. Pojęcie międzynarodowego języka to Rosyjski, emigracja to np. na Ukrainę, albo z Armenii, czy Tadżykistanu do Gruzji. Marzenia ludzi, których spotkaliśmy to zagraniczne monety do kolekcji albo wakacje z rodziną nad morzem (Czarnym oczywiście). Poza tym widać dynamiczny rozwój kraju i dlatego jedźcie tam jeszcze teraz, kiedy droga przez góry nie jest jeszcze wyasfaltowana, a na ulicy  można kwas chlebowy z beczki kupić za równowartość 50 groszy. Po odwiedzeniu tego zakątka świata faza gwarantowana.   

    PODSUMOWANIE:

    • 7000 km na kołach przez 9 państw

    • około 1500 km promem przez Morze Czarne

    • koszt 5-6 tyś PLN

    • czas trwania 21 dni

    • waluta w Gruzji dolary i gruzińskie lary, bankomaty są wszędzie

    • nie ma OC

    © Motorlucky.pl. All Rights Reserved.
    Free Joomla! templates by Engine Templates